poniedziałek, 12 maja 2014

Historia zgubionego biletu.


Zaplanowałem sobie na dziś szybki wypad na miasto. Postanowiłem, że pojadę do centrum Poznania, zrobię kilka fotek i szybko wrócę. Wszystko ładnie zaplanowane, bilety kupione zawczasu (w razie, gdyby biletomat nie działał), aparat spakowany - nic, tylko wsiadać w tramwaj i jechać. Ale, jak to bywa u mnie, plany planami, a życie życiem.



Dojechałem na miejsce, światełko nawet dopisywało, więc zrobiłem parę zdjęć i już po chwili zacząłem się kierować na przystanek, z którego planowałem powrót. No i niestety, okazało się, że mój misterny plan kupienia sobie biletów wcześniej nie był jednak najlepszy. Zgubiłem bilet i nie miałem gotówki, by kupić sobie następny. Mogłem więc zrobić tylko jedno - wrócić z buta.

Buty miałem "idealne" do pokonywania dłuższych dystansów (trampki z Auchan - moje pięty pozdrawiają), więc najbliższe niespełna 7 kilometrów zapowiadało się niezwykle błogo. Ale nie ma co się łamać i niczym Frodo (w końcu wiele wyższy od niego nie jestem) wyruszyłem w podróż na spotkanie z przeznaczeniem. Aby umilić sobie podróż postanowiłem nie chować aparatu do torby i cały czas robić zdjęcia.

Nie narzekam jednak, bo trasa zleciała mi bardzo szybko, a cały czas szedłem w towarzystwie rowerzystów i biegających - było ich całe mnóstwo (albo wuchta, w końcu poznaniacy). W dodatku miałem okazję do zrobienia całej masy zdjęć, no i znalazłem jedno fajne miejsce na sesję z modelką, więc jeśli to czyta jakaś chętna na zdjęcia poznanianka - zapraszam ;)

Wszystko miało mi zająć około godziny, zajęło ponad trzy. Pomyśleć, że miałem dziś tylko się uczyć i książkę czytać...











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz