Raz na jakiś czas przychodzi ten dzień, że trzeba się odchamić. Ale tak porządnie - bez żadnych półśrodków. Trzeba po prostu tego wewnętrznego chama walnąć z największego dostępnego pod ręką kalibru. No więc stało się, nadszedł czas i na mnie.
A to wszystko za sprawą koncertu noworocznego, który odbył się dopiero co w Poznaniu. Całość przygotował UAM, no i co tu dużo mówić... Mój cham oberwał.
Sala wypełniona była niemal po brzegi. Realizatorzy dźwięku biegali jak zwariowani, oświetleniowcy siedzieli niczym na szpilkach, a stojący na zapleczu artyści co chwila wyglądali nerwowo patrząc, jak widzowie zajmują ostatnie miejsca na widowni. Coś wisiało w powietrzu. Wisiało i czekało tylko na rozładowanie.
I poszło. Ściany Auli Uniwersyteckiej rozbrzmiały melodią pięknie ze sobą współgrających instrumentów smyczkowych - potężnych i delikatnych zarazem. Jakiś czas później z instrumentami zaczęły współpracować głosy chóralne i soliści, dopełniając dzieła. I wbrew pozorom muzyka klasyczna nie była jedynym gatunkiem, który dało się usłyszeć tego wieczoru (Thriller Jacksona czy Who Wants To Live Forever zespołu Queen - to w sumie też klasyka, ale w nieco innego rodzaju).
Nie jestem człowiekiem, który zna się mocno na muzyce. Rzadko też zdarza mi się słyszeć na żywo orkiestry czy chóry (a połączone to już w ogóle), więc gdy już mam taką okazję, czuję się lekko skonfundowany, ale i oczarowany zarazem. No bo jak to, przecież takie rzeczy to na płytach CD i w internecie są, a nie w świecie rzeczywistym... Przecież takiej muzyki nie da się grać na żywo. Nie tak dobrze.
Ciężko jest mi więc znaleźć odpowiedni zlepek słów, którym opisałbym wrażenie, jakie zrobił na mnie ten koncert. To było po prostu zbyt mocne, by mój umysł to ogarnął. Do teraz czuję ciary na całym ciele, gdy przypomnę sobie tamten wieczór. Coś takiego po prostu trzeba przeżyć.
Żałuję jedynie, że nie dałem rady zostać do samego końca. Chociaż może i dobrze wyszło - kto wie, czy otrząsnąłbym się z takiego szoku kulturowego, gdybym tam jeszcze posiedział ;)









Brak komentarzy:
Prześlij komentarz