poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Samouwielbienie stosowane


Czas na małe pasmo wylewania żółci. Żółć bowiem nie lubi być gromadzona, toteż od czasu do czasu trzeba jej troszkę wylać. A rzecz dotyczyć będzie jednego, konkretnego środowiska - fotografów.

Taak, pojedźmy trochę po kolegach i koleżankach o podobnych zainteresowaniach, sounds like fun. Ale konkretnie, o co chodzi? O coś w rodzaju onanizowania się nad własną twórczością. Idzie to już trochę za daleko.




Otóż niemal każdy, kto robi zdjęcia od jakiegoś - krótszego bądź dłuższego czasu, ma jakieś tam - większe lub mniejsze - grono fanów. Jest to rzecz całkiem naturalna. Prawie zawsze się znajdzie ktoś, kto stwierdzi, że dana praca jest zajebista. Lecz zazwyczaj opiera się to wyłącznie na nieobyciu danej osoby z fotografią. Widzi taki człowiek może jedno naprawdę dobre zdjęcie na pół roku, to zwykły pstryk lepszym aparatem wydaje się wybitny. Nie ma co winić takiego człeka - nie musi się przecież interesować fotografią, nie musi oglądać setek albumów rocznie by subiektywnie ocenić fotografię, wiadomo. I takich osób w społeczeństwie jest naprawdę sporo. Sprawia to więc, że naprawdę maluczki odsetek osób doceniających nasze prace jest w jakimś stopniu miarodajny.

Nie ma też absolutnie nic złego w tym, że dużo osób "nieobytych" docenia czyjąś twórczość. Oznacza to tylko, że jest ona w miarę przystępna dla szarego człowieka, nie jest wielce artystycznie nadmuchana i przeznaczona wyłącznie dla znawców. Bardzo fajnie, sam często nie rozumiem prac, które to mają jakoś mocno emanować artyzmem. Ale miałem hejtować, a póki co się tłumaczę.

Chodzi mi o to, że jest pełno (a mówiąc pełno mam na myśli naprawdę PEŁNO) osób, których główną linią obrony prac jest to, że komuś tam się podobały. Nie muszę chyba wspominać, że często jest to wujek/babcia/ciocia/pies. Ewentualnie grono słitaśnych nastolatek. I gdy to grono "lofciających" się odpowiednio rozszerza, ego autora rośnie i rośnie, aż w końcu nadyma się do takich rozmiarów, że dana osoba staje się specem. I nie daj borze powiedz cokolwiek o pracy takiej osoby, co się Tobie w niej nie podoba. Nawet łagodnie i rzeczowo. Lepiej już to przemilczeć. Oszczędzisz nerwów sobie, dotkniętej gwiazduni i pieskowi, który docenia jej twórczość. Serio, przy tym, co może wtedy wybuchnąć, plagi egipskie przypominają w swoim rozmachu przeziębienie pantofelka. 

Oprócz tego, bardzo lubię jeszcze dyskusję ze Świadomymi. Kto to taki Świadomy, zapytacie? Jest to taka osoba, która wszystko robi - jak nazwa sama wskazuje - świadomie. Połowa twarzy modelki wyszła, jakby rozjechał ją TIR? Tak miało być. Zdjęcie nieostre w takim stopniu, że trzeba się domyślać co jest jego tematem? To był taki zamysł. Fotka jest tak niedoświetlona, że prawie czarna? Miał być mroczny klimat. I tak dalej, i tak dalej. Czyżbym wspomniał na początku akapitu o "dyskusji"? Mój błąd, z takimi personami dyskusji nie ma. Tak miało być i tyle. To, że się zdjęcie nie udało pewnie też tak miało być. 

Ustalmy coś między sobą. Nie hejtuję tu osób, hejtuję typy zachowań. Zdaję sobie sprawę, że paru osobom mogą się podobać moje zdjęcia. Zawsze bardzo im za to dziękuję. Zdaję sobie też sprawę z tego, że nie są to raczej krytycy czy eksperci. Trudno, może kiedyś. Dlatego gdy ktoś komentuje, że coś mu się w moim zdjęciu nie podoba i stara się wyjaśnić, co to takiego, również takiej osobie dziękuję i staram się spojrzeć na moją pracę pod takim kątem, jak zrobiła to dana osoba. I nie mówię jej, że tak miało być. Nie każę zrobić lepszego. Jeśli jest fotografem, nie przeglądam na szybko całego portfolio, by znaleźć jakieś brzydkie zdjęcie i zjechać je kompletnie. Przyjmuję, że moje zdjęcia nie są idealne i bardzo dużo im do ideału brakuje. I staram się robić lepsze. Wydaje mi się, że jest to lepsze niż słuchać wyłącznie pochlebstw, a na krytykę reagować chamstwem bądź krytyką. To trochę jak iść po rzece gówna z głową podniesioną ku słońcu i udawać, że pachnie fiołkami. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz