sobota, 16 lutego 2013

Bzdurnych słów bezlik.

Dzisiaj pomówimy o artystach. W zasadzie ja pomówię. Dokładniej popiszę. No, i już zdążyłem wybić się z rytmu...

Od początku. Dzisiaj napiszę słów parę o artystach. Zauważyliście, że słowo to używane jest teraz znacznie częściej jako wyraz pogardy, niż po prostu jako określenie sposobu zdobywania tej odrobiny szeleszczącej gotówki niezbędnej do życia? Kiedy i z jakiego powodu "artysta" zdążył nabrać tak mocno pejoratywnego znaczenia?


W naszym społeczeństwie utarło się przekonanie, że "Ooo, to artysta, posiedzi na dupie, narysuje kilka kresek i ma hajsu więcej, niż potrafi wydać, a człowiek siedzi w robocie, zasuwa jak wół i ledwo na chleb starcza!". Czy tak jest - nie mnie to oceniać, spróbuję jednak wczuć się w tego "artystę" (z którym mam taki związek jak Czechy z morzem). No więc tak: od tego, czy zarabiamy, zależy, czy nasze prace ludziom się podobają. To, czy zrobimy jakąkolwiek pracę, zależy od szczęścia, chwili (niektórzy to nazywają górnolotnie weną). Czasami spotykamy się z dylematem, czy zrobić to tak, jak czujemy (i liczyć się z tym, że nie podpasujemy się pod większość gustów), czy robić pod publikę (czyli, jak to mówią, "sprzedać się"). Artysta zwykle nie ma stałego źródła dochodów, przez co "jutro" często stoi pod znakiem zapytania. Jest to zatem kolejna życiowa kwestia, w której nic nie jest czarne lub białe. Zapierdzielasz ostro od rana do południa za marną kasę? Przynajmniej wiesz, że kasę dostaniesz. Wiedziesz luźny, artystyczny tryb życia, pracując wyłącznie własną wyobraźnią? Nie wiesz, czy ktokolwiek to kupi. I tak źle, i tak niedobrze.


Dobra, bo zbyt poważnie się tu zrobiło, fuj, fuj, odejdź, siło nieczysta! No, już lepiej. Nie wiem, skąd ten temat przypełzł, pewnie jakaś "wena" mi go sprowadziła. Na rozluźnienie atmosfery chciałem wrzucić jakieś nawiązujące do mych "ahtystycznych" rozważań zdjęcie kawy i papierosów, ale nie palę, a kawy nie chce mi się aktualnie robić. Wrzucę więc jakieś zdjęcia z Olsztyna. 





(pozowała: Nicole Wieliki)

2 komentarze:

  1. Mi się wydaje, że "artysta" zawsze było pejoratywnym określeniem, a ci "artyści" sami sobie na to zasłużyli w pewnym stopniu, próbując wyróżniać się ponad innych, bo jacy to oni są lepsi, bardziej rozwinięci i z "wyższych sfer". Z drugiej strony nikt nie wie, jak zachowywał się Mickiewicz czy Bach...

    OdpowiedzUsuń
  2. Artysta - dla mnie to nie doda, a np. Sztaba.
    Nie mówię nigdy tego słowa z pogardą - z jednego powodu. Tego słowa używam tylko dookreślanie ludzi którzy na to zasłużyli i którzy są tego warci.

    OdpowiedzUsuń